moi bliscy zmarli
przylatują nagle, siadają
na gałęziach żyrandola
zakładają nogę na nogę
krzyżują ręce i przymykają oczy
huśtając się lekko słuchają
z łagodnością przygłuchego spowiednika
cali z membrany
mają nerwy z drewna i absolutny słuch
kiwając głową wachlują doczesnych
życzliwym politowaniem
i stoicką troską
budzą się i znikają
gdy jest cicho i spokojnie